To już 4 lata, czyli o tym co się zmieniło.

by - wtorek, 31 stycznia 2017 06:17

W październiku minęły już 4 lata odkąd ruszyłam na południe. Były pożegnania, rozmowy, wspólne kolacje. A następnie ponad 1600km drogi wypełnionym po sufit autkiem. Było ciężko, wiadomo, ale chęć poznania nowego i rozpoczęcia zupełnie odmiennej, niż przewidywanej, ścieżki napawała mnie entuzjazmem. Czy było lekko? Czy jest? Czy będzie? Hm...ciężko stwierdzić. Często pada pytanie jak ci się "TAM" żyje. Bez wątpienia jest inaczej. Nie lepiej, nie gorzej. Po prostu inaczej.

Lago Iseo

Zmieniło się sporo. Po pierwsze włoski stał się moim drugim językiem. Często łapię się na tym, że mówię sama do siebie po włosku i myślę po włosku. Czasami ciężko mi znaleźć polskie słowo a listę zakupów zapisuję "pół na pół". Nie wspomnę nawet o wiązankach puszczanych w kierunku włoskich kierowców, które są spontaniczne i teoretycznie powinny być polskie. A nie są. Nawet z kotem rozmawiam po włosku. Ale to włoski kot i może dlatego? A i zapomniałabym o najważniejszym: nie wykręca mnie już na dźwięk włoskiego dubbingu. Zresztą co tam włoski....rozumiem już w znacznej części lokalny dialekt i wplatam w moje wypowiedzi pojedyncze słowa.

Od zawsze lubiłam gestykulować. Wiemy dobrze, że włoski body language jest integralną częścią włoskiej komunikacji. Ja wpasowałam się w niego idealnie. Wymachuję rękami nawet jak rozmawiam z moją babcią.

Sam fakt, że nie mam standardowej 8-godzinnej pracy od poniedziałku do piątku, z jednej strony trochę mnie stresuje, z drugiej staram się zawsze odnajdywać tego pozytywy. Mój plan dnia mimo wszystko jest dość schematyczny z punktualnym obiadem o 12, ze śniadaniem w postaci ciasteczka i szklanki soku i późną kolacją. Gdziekolwiek nie jestem, brakuje mi tej mojej punktualności i sama łapię się na tym, że szukam wszędzie dobrego włoskiego espresso, a po pobytach w Polsce pierwszym obiadem, który robię w domu jest pasta.

Za kierownicą jestem wciąż po części "polska". Niestety pomału przesiąkam złymi nawykami  i czasami zdarza mi się nie włączyć kierunkowskazu, czy jechać środkiem na dwupasmowym rondzie. Staram się jednak wciąż parkować w wyznaczonych ku temu miejscach i nie zostawiam kluczyków w stacyjce, gdy wchodzę do piekarni po chleb. A. Nie prowadzę po alkoholu. To jest dopiero hit w naszej okolicy.  Nie mówiąc już o zapinaniu pasów.

Myślę pozytywnie. Staram się dostrzegać plusy a nie minusy. Oczywiście, że lubię ponarzekać (i to jak!), ale włoska mentalność z reguły działa na mnie kojąco. Czasem ich beztroskie podejście do życia, notoryczne spóźnienia, brak refleksji i dużo większy luz doprowadzają mnie do szału. Ale czy naprawdę jest sens się tym przejmować? Staram się spojrzeć na to jak i oni. Tak, to ta słynna i oklepana "dolce vita" w której coś jednak jest. Żyj chwilą i ciesz się tym co masz, bo nie wiadomo co przyniesie jutro.

mg

You May Also Like

2 komentarze

  1. Z blogami mam bardzo niewiele wspólnego, ale od jakiegoś miesiąca czytam ich dużo, nadrabiam. To takie dziwne... już raz to gdzieś napisałam - to jakbym czytała o sobie. I jest to bardzo emocjonujące. Nie do końca przygody za kierownicą, ale gestykulowanie wszędzie, puszczanie wiązanek, rozmowy z kotem, lista zakupów pół na pół... Ale to prawda, że od pobytu we Włoszech nabyłam jakiejś podwójnej tożsamości i jakiś dodatkowych supermocy, które mnie wzbogaciły. - Tak odbieram też ten Twój post, kiedy piszesz, że myślisz pozytywniej. :-) To dobra zmiana!
    PS. Podziwiam, że masz odwagę wsiąść we Włoszech do samochodu.
    PPS. Mnie nadal jednak skręca na dubbing, szczególnie jak widzę film, w którym grają aktorzy, których głosy znam. Jak się uodpornić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Jak miło, że piszesz! Ja też zaczęłam wczytywać się w niektóre wpisy na innych blogach i miałam dokładnie to samo odczucie - OTO JA! Jeżdżę sporo i staram się być meeeega ostrożna i co najważniejsze - myślę za innych. Dubbing był, jest i będzie straszny. Mam kilku ulubionych aktorów czy aktorek, których dubbingu nie jestem w stanie znieść. Ale do kina chodzę i no cóż....trzeba się przyzwyczaić :) Pozdrawiam!

      Usuń