To już 4 lata, czyli o tym co się zmieniło.
W październiku minęły już 4 lata
odkąd ruszyłam na południe. Były pożegnania, rozmowy, wspólne kolacje. A
następnie ponad 1600km drogi wypełnionym po sufit autkiem. Było ciężko,
wiadomo, ale chęć poznania nowego i rozpoczęcia zupełnie odmiennej, niż
przewidywanej, ścieżki napawała mnie entuzjazmem. Czy było lekko? Czy jest? Czy
będzie? Hm...ciężko stwierdzić. Często pada pytanie jak ci się "TAM"
żyje. Bez wątpienia jest inaczej. Nie lepiej, nie gorzej. Po prostu inaczej.
Lago Iseo |
Od zawsze lubiłam gestykulować.
Wiemy dobrze, że włoski body language jest integralną częścią włoskiej
komunikacji. Ja wpasowałam się w niego idealnie. Wymachuję rękami nawet jak
rozmawiam z moją babcią.
Sam fakt, że nie mam standardowej
8-godzinnej pracy od poniedziałku do piątku, z jednej strony trochę mnie
stresuje, z drugiej staram się zawsze odnajdywać tego pozytywy. Mój plan dnia
mimo wszystko jest dość schematyczny z punktualnym obiadem o 12, ze śniadaniem
w postaci ciasteczka i szklanki soku i późną kolacją. Gdziekolwiek nie jestem,
brakuje mi tej mojej punktualności i sama łapię się na tym, że szukam wszędzie
dobrego włoskiego espresso, a po pobytach w Polsce pierwszym obiadem, który
robię w domu jest pasta.
Za kierownicą jestem wciąż po
części "polska". Niestety pomału przesiąkam złymi nawykami i czasami zdarza mi się nie włączyć kierunkowskazu, czy
jechać środkiem na dwupasmowym rondzie. Staram się
jednak wciąż parkować w wyznaczonych ku temu miejscach i nie zostawiam
kluczyków w stacyjce, gdy wchodzę do piekarni po chleb. A. Nie prowadzę po
alkoholu. To jest dopiero hit w naszej okolicy.
Nie mówiąc już o zapinaniu pasów.
Myślę pozytywnie. Staram się
dostrzegać plusy a nie minusy. Oczywiście, że lubię ponarzekać (i to jak!), ale
włoska mentalność z reguły działa na mnie kojąco. Czasem ich beztroskie
podejście do życia, notoryczne spóźnienia, brak refleksji i dużo większy luz
doprowadzają mnie do szału. Ale czy naprawdę jest sens się tym przejmować? Staram
się spojrzeć na to jak i oni. Tak, to ta słynna i oklepana "dolce
vita" w której coś jednak jest. Żyj chwilą i ciesz się tym co masz, bo nie
wiadomo co przyniesie jutro.
mg
mg
2 komentarze
Z blogami mam bardzo niewiele wspólnego, ale od jakiegoś miesiąca czytam ich dużo, nadrabiam. To takie dziwne... już raz to gdzieś napisałam - to jakbym czytała o sobie. I jest to bardzo emocjonujące. Nie do końca przygody za kierownicą, ale gestykulowanie wszędzie, puszczanie wiązanek, rozmowy z kotem, lista zakupów pół na pół... Ale to prawda, że od pobytu we Włoszech nabyłam jakiejś podwójnej tożsamości i jakiś dodatkowych supermocy, które mnie wzbogaciły. - Tak odbieram też ten Twój post, kiedy piszesz, że myślisz pozytywniej. :-) To dobra zmiana!
OdpowiedzUsuńPS. Podziwiam, że masz odwagę wsiąść we Włoszech do samochodu.
PPS. Mnie nadal jednak skręca na dubbing, szczególnie jak widzę film, w którym grają aktorzy, których głosy znam. Jak się uodpornić?
Hej! Jak miło, że piszesz! Ja też zaczęłam wczytywać się w niektóre wpisy na innych blogach i miałam dokładnie to samo odczucie - OTO JA! Jeżdżę sporo i staram się być meeeega ostrożna i co najważniejsze - myślę za innych. Dubbing był, jest i będzie straszny. Mam kilku ulubionych aktorów czy aktorek, których dubbingu nie jestem w stanie znieść. Ale do kina chodzę i no cóż....trzeba się przyzwyczaić :) Pozdrawiam!
Usuń