Mam to szczęście, że mieszkam w otoczeniu gór i codziennie mogę napawać się ich widokiem. Są takie....majestatyczne! A po zmroku wyglądają po prostu nieziemsko. Przy każdej nadarzającej się okazji planuję nasze większe i mniejsze wyprawy. Nie jestem jakimś wybitnym i regularnym górołazem a ostatnio wyszłam totalnie z formy.... ALE dysząc i sapiąc dochodzę do wyznaczonych celów.

Od trzech lat w mojej malutkiej mieścinie w Pasquetta (nasz Lany Poniedziałek) ma miejsce event roku.  Facebook aż huczy a na mieście możemy podziwiać plakaty, które ogłaszają wszem i wobec o tzw. Öf, böch e salàm nostrà, czyli powrocie do tradycji.  

Ile razy słyszałam już że w Brescii nic nie ma, że Brescia to miasto imigrantów (tolerancja i Włochy w ostatnich czasach nie idą w parze) i lepiej omijać ją szerokim łukiem. Przez bardzo długi okres czasu nie traktowałam Brescii jako atrakcji turystycznej a jedynie jako miasto do którego można udać się na większe zakupy, aperitiv wieczorową porą czy punkt "na trasie" do innych ciekawszych miejsc takich jak Mediolan czy Werona... Nikt z nas nie jest nieomylny. A moja Brescia za każdym razem jest coraz ciekawsza a ja z coraz większą chęcią do niej wracam.