Włoskie remonty, czyli jak osiwieć przed 30-stką
Czy pamiętacie jeszcze o tym jak jest mi zimno we Włoszech? Domek w którym mieszkamy nie jest wykonany z
tektury, ale na pewno nie miał nigdy porządnej warstwy materiału izolacyjnego.
Po długich stękach i jękach, postanowiliśmy pobawić się w ocieplanie domu i
przekonaliśmy do tego teściów, którzy mieszkają pod nami i którym przecież zima
nie straszna. To, co bez wątpienia zaważyło na podjęciu tak radykalnych kroków
i decyzji na TAK, jest fakt, że kochane włoskie państwo odda nam w przeciągu 10
lat około 50% wydanych pieniędzy na nasze remonty (tzw. detrazioni fiscali).
Fajna opcja, prawda?
Niestety pierwsze schodki zaczęły
się już na samiutkim początku. Poszło o rusztowania. Mój teść to naprawdę
obrotny człowiek. Najlepiej jak wszystko może zrobić sam, co niestety w tym
przypadku trochę rozmijało się z jego wizją świata. Domu sam nie ociepli, ani
nie pomaluje. Ale takie rusztowania? Naprawdę za nie trzeba płacić? Przekonany
o tym, że rusztowania powinny być już w cenie postanowił, że sam takowe
zbuduje. Wojna poszła na noże. Po długich dyskusjach i przekonywaniu go, że na
homemade rusztowania nikt nie wejdzie, wreszcie się poddał i mogliśmy przejść
do dalszych ustaleń.
Znalezione ekipy były już
dograne, prace zaczęły się z lekkim poślizgiem (połowa listopada, miał być
październik), ale roboty szły do przodu. Pomińmy milczeniem obalony przez
ciężarówkę słupek od bramy, który do końca prac leżał dumnie na trawniku.
Panowie go przecież nie zobaczyli…. Oprócz niefortunnego słupka, na pierwszą
ekipę ogarniającą dach nie mogę narzekać. Prawdziwa przygoda rozpoczęła się z drugą
ekipą i jednym konkretnym pracownikiem, który ewidentnie nie był entuzjastycznie
nastawiony do naszych remontów. Od samego początku coś mu nie grało. A raczej
ktoś. Teść nie ma łatwego charakteru, ale tutaj ewidentnie ktoś inny nie
zapałał do niego miłością. Pierwszego dnia robót panowie po 30 minutach
postanowili sobie pójść….na kawę. Kolega nadzorujący przebieg prac znalazł ich
w pobliskim barze, gdzie usłyszał, że dalszych robót nie będzie – ekipa rezygnuje
i musimy znaleźć kogoś innego. Zapytani o powód stwierdzili, że mój teść
zamiast im pomagać (od kiedy to zrodziła się taka koncepcja?) wychodzi z wnusią
na spacer (!) a poza tym za chwilę grudzień i woleliby znaleźć jakieś inne
zlecenie i popracować w ciepełku a nie mrozić tyłki na zewnątrz. Kurtyna. Zostawili
nas z rozgrzebanym domem, ustawionymi rusztowaniami i stwierdzili, że
znajdziemy na bank kogoś innego. Stres i napięcie odbił się na zdrowiu nas
wszystkich…Ostatecznie domek jest już wykończony a prace wykonała inna ekipa,
która radośnie hasała przez ostatni miesiąc za moimi oknami.
A panowie od ciepełka szybko nie
znajdą pracy w naszej okolicy, bo taki jest już urok małych miasteczek… wieści
szybko się roznoszą 😊
mg
2 komentarze
Solidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuńNiestety nie wiem jak tam się robi remonty, ale u mnie ja zawsze chcę mieć jak najlepszy efekt. Właśnie dlatego jestem zdania, że najlepiej te prace zlecić firmie jak https://www.remonty.w.poznaniu.pl/ która w doskonały sposób przeprowadza tego typu prace.
OdpowiedzUsuń