Czy włoski kryzys jest naprawdę krytyczny?
Co i rusz słyszę ze wszystkich
stron, że styl życia we Włoszech uległ drastycznie zmianie. Że to już nie te
stare dobre czasy i po co przyjeżdżam do Włoch, kiedy panuje tutaj kryzys.
Drogo, nie ma pracy, imigranci i bieda na ulicach. Okej. Włochy być może się są
krajem mlekiem i miodem płynącym, ale czy naprawdę jest aż tak źle? Czy Włosi
wiedzą czym jest prawdziwa bieda? Ostrzegam już na samym wstępie, że będą to
moje subiektywne spostrzeżenia i nie odnoszą się prawdopodobnie do całego
włoskiego buta a moich północnych okolic, gdzie teoretycznie kryzys powinien
być najmniejszy...
1) RESTAURACJA VS DOMOWA KUCHNIA.
Piątkowy wieczór w domowym zaciszu? Ależ
skąd. Restauracje i bary zawsze pękają w szwach. Domówki są tutaj rzadkością.
Życie towarzyskie toczy się na mieście. Aperitivo, kolacja, drinki w barze.
Wszystko to kosztuje cztery razy więcej, niż pizza domowej roboty i krata piwa
zakupiona w supermarkecie. Nikomu nikt nie zabrania wyjścia na miasto. Nie!
Gorzej, gdy zaliczamy bar i dwa spritze po każdym wyjściu z pracy a ciężko
zarobione pieniążki gdzieś przepadają. Przez lata Włosi przyzwyczajeni byli do
barów, pizzerii, knajp i nagle z nich nie zrezygnują i nie zaczną przenosić
spotkań do domu. Żywienie się na mieście to podstawa i fundament włoskiego stylu życia. Co z tego, że obecnie wszystko
podrożało i teoretycznie nie mogą sobie pozwolić na regularne wyjścia. Wydatki
są większe niż zarobki. Ale do baru na drinka pójść trzeba.
2) MARKA. Włosi UWIELBIAJĄ
wszystko to, co markowe. Niektóre matki ubierają swoje pociechy tylko i
wyłącznie w firmowe ciuszki. Nieważne, że za chwilę dzieciaczki z nich wyrosną.
Moda przede wszystkim. Nie mówiąc już o butach kupowanych za 60 czy 80 euro,
których (tu sytuacja z sąsiedztwa) drugie dziecko młodsze o dwa lata już nosić
nie będzie BO JAK. Każde bejbi ma swoje
własne ciuszki.
Jak dzieci, tak i dorośli. Każdy
szczegół, czy to torebka czy okulary musi być z najwyższej półki. Był boom na ray-bany, tak wszyscy nasi włoscy
znajomi chodzili w oryginalnych ran-banach. Nie wspominając już o pozostałych
częściach garderoby.
Sportowcy? Każdy rowerzysta
wygląda jak profesjonalny cyklista. Od stóp do głów. Jeśli idziecie pobiegać to
też musicie być odpowiednio ubrani. Zwykły t-shirt (o zgrozo!) nie wchodzi w
grę.
Do produktów z najwyższej półki
Włosi przyzwyczajali się latami. Ciężko jest z nich zrezygnować ot tak.
Najlepiej gdy do kupna nowego robota kuchennego BIMBY (absolutny must have w Italii) pieniądze dołożą dziadkowie,
nie mówiąc już o telefonach komórkowych czy samochodach.
3) LATO BEZ WAKACJI NAD MORZEM,
NIE JEST LATEM. ZIMA BEZ NART, NIE JEST ZIMĄ. Pozaciągane kredyty czy brak
pracy nie stoi absolutnie nikomu w niczym na przeszkodzie, kiedy na horyzoncie
pojawia się URLOP. W lato trzeba jechać nad morze! Włoskie morze. Najlepiej do
czterogwiazdkowego hotelu z pełnym wyżywieniem.
Zima? Nie jeździsz na nartach? Ale
jak to jest możliwe? Ceny karnetów na serio powalają. Ale co i rusz widzę
wesołe fejsbukowe buźki na ośnieżonych stokach. Jedna dziewczyna w moim wieku,
wieczne bezrobocie, ale popija gorącą czekoladę ściskając dumnie narty nówki
sztuki. Kochani rodzice co bym bez was zrobiła?
4) BIEDNI, MŁODZI, BEZROBOTNI. W
jakich to czasach przyszło nam żyć, że nasi biedni młodzi Włosi nie pracują.
Często wynika to z faktu, że praca nie jest im po prostu potrzebna. Wieczni
studenci (znam i takich co mają 35 lat i wciąż piszą licencjat) migają się od
pracy i żyją na utrzymaniu rodziców. Przykładów nie trzeba daleko szukać.
Koleżanka z pracy, lat 55, ma dwójkę dorosłych dzieci w moim wieku. Obydwoje
studiują i nie pracują. Co chwila słyszę tylko, że byli w jakiejś nowej
knajpie, albo dopiero co wracają z wakacji ze znajomymi. A do tego wszystkiego
mamunia zrobi zakupy, ugotuje obiad, pościeli łóżko (!) i upierze ciuchy. Nie
mówiąc już o porządkach w domu czy pieleniu ogródka. I naprawdę, to nie jest
tak że pracy NIE MA. Pracę trzeba po pierwsze znaleźć. Po drugie mieć chęci.
Ale według wielu pracy i studiów po prostu nie da się połączyć. Ach ci biedni
młodzi....
Włosi żyją przeszłością i chcą
żyć według starych reguł. Czasy włoskich lir niestety się już skończyły. Nie
oznacza to jednak, że poziom życia aż tak drastycznie uległ zmianie. Wystarczy
dostosować się do obecnie panujących warunków. Wiem, że do dobrego szybko się
przyzwyczajamy. Włosi przez wiele lat żyli w dobrobycie. Mój teść pracując w
fabryce był w stanie utrzymać żonę i trójkę synów a do tego wybudować dom i
zapracować na świetną emeryturę. Obecnie jest to praktycznie niemożliwe.
Znajomi Albiego potrafią wydać ponad połowę wypłaty na posiadówkach w barze i
wyjściach ze znajomymi, a z czegoś trzeba żyć. Tak. W porównaniu do tego co
było, to co mamy obecnie można nazwać kryzysem. Ale uwierzcie mi, często nie jest to
kryzys na miarę nie mam gdzie mieszkać czy czego włożyć do garnka. Jest to
raczej kryzys z serii dzisiaj nie pójdę na pizzę, bo wydałem na wyjścia już za
dużo w tym miesiącu, czy nie kupię sobie nowych nart, bo stare jeszcze ujdą.
Przesadzam? Wątpię. Choć
pamiętajcie, że to tylko moje osobiste spostrzeżenia :)
mg
4 komentarze
Absolutnie nie zgadzam się z Twoim tekstem, zwłaszcza z końcówką, że włoski kryzys objawia się tym, że dzisiaj nie pójdą oni na pizzę. Co powiesz o 5 milionach Włochów żyjących w skrajnej biedzie, co powiesz o emerytach, mających emerytury wynoszące mniej niż 500 euro? Poziom życia po wprowadzeniu euro uległ drastycznej zmiane, bo płace pozostały te same, ale ceny nie już nie. A ja znam młodych, którzy są zdesperowani, bo nie mają pracy, chociaż kilka fakultetów tak, a szukają jej wszędzie. Rozumiem, że tekst jest subiektywny, całkowicie to rozumiem, niemniej sądzę, że nie oddaje tego, co naprawdę we Włoszech się dzieje. Też żyję na północy i widzę wszystko inaczej.
OdpowiedzUsuńHej Sabina! Dzięki za komentarz. Prawdopodobnie mieszkam w takiej okolicy, gdzie kryzys przejawia się inaczej. Wiem, że w innych częściach Włoch sytuacja wygląda dużo gorzej, ale otaczające mnie osoby i ich "kryzys" doprowadzają mnie czasem do pasji :)
UsuńRozumiem to, jak najbardziej. Wiesz jak ja uważam? Moim zdaniem narzekają ci, którym kryzys w niczym nie przeszkodził. Ci naprawdę bezsilni nie mają siły, by narzekać. A w Genui co krok widzę zlikwidowane sklepy, na których widnieje napis- chiuso per la crisi. We Włoszech potrzebna jest jakaś rewolucja. Mam nadzieję, że nie uraził Cię mój komentarz, po prostu ja widzę to inaczej.
OdpowiedzUsuńAlez skąd! Bardzo Ci za niego dziękuję! Wydaje mi się właśnie, że moich okolic kryzys aż tak nie dopadł i nie ma skrajnej biedy. Coś się zmieniło, ale dużo ludzi wciąż żyje na wysokim czy bardzo wysokim poziomie. Zobaczymy co będzie dalej kiedy skończą sie emerytury rodziców czy dziadków...
Usuń